– Lublin Lubi Larpy

Fungi Imperfecti, czyli jak to jest być grzybem – Ida Pawłowicz

Fungi Imperfecti było larpem, na którym bawiłam się naprawdę dobrze. Muszę przyznać, że nie miałam zbyt wysokich oczekiwań: młoda ekipa, której larpów nie znam, ekscentryczny pomysł na setting, gra w lesie w Olsztynie… Pomyślałam jednak, że zaryzykuję i w najgorszym wypadku będę miała przynajmniej ładne zdjęcia w stroju grzyba. Całe szczęście moje złe przeczucia nie okazały się prawdą, a zdjęcia to tylko jeden z wielu dobrych elementów larpa.

larp Fungi Imperfecti: Wyruszając w nieznane, fot. Klaudia Toruń, organizacja: Załoga Nautilusa

Jaka to była gra?

Larp opowiadał historię grupy Fungów, grzybów, które wyruszają w nieznane i zaczynają budować nową osadę, “strzępek”, na niezbadanych jeszcze terenach. Bezpośrednią główną fabułą stanowiły pierwsze obchody Święta Matki Grzybni, czyli bytu odpowiedzialnego za stworzenie wszystkich Fungów. Poza atrakcjami takimi jak turniej oratorski, pojedynki, nabożeństwo czy tańce, w trakcie larpa można było eksplorować teren otaczający osadę, badać artefakty po starożytnych istotach (ludziach) czy angażować się w tworzenie nowego strzępka i jego struktur organizacyjnych. Podzielono nas na „nadrodziny” i każda z nich miała swoją funkcję. Regium – Grzybia Arystokracja, stworzeni by rządzić; Sanctus – kapłani, sędziowie i ta jedna medyczka na całym larpie; Custodia – żołnierze, ale bez halabard; Desertum – odkrywcy, eksploratorzy i rzemieślnicy; Somniatores – naukowcy, Illustratus – hipisi i nieobecna na larpie nadrodzina Tenebris – komunistyczni górnicy. Fun fact: moja postać była z nadrodziny Regium, która w settingu była inspirowana Muchomorami, ale jej nazwisko Suillus to po łacinie “Maślak”.

Wydarzenie odbyło się mimo pewnych trudności: kadrowych braków i losowych przyczyn, które wpłynęły na opóźnienie. Gra kosztowała 450 zł, co uważam za dość niską kwotę jak na larpa tego formatu. Niewielki budżet dało się odczuć w warstwie wizualnej: scenografii, choć ładnej, było niewiele, a kostiumy potworów odstawały od poziomu blockbusterów na zamkach (mimo to dobrze pełniły swoją funkcję). Zaplecze sanitarne składało się z pryszniców polowych i przenośnych toalet, a noc można było spędzić w namiocie albo w pobliskim akademiku. Jedzenie zapewnione przez Ubojnię, Kuchnię Chaosu, było smaczne i w wystarczającej ilości. Jako osoba na diecie bezmięsnej nie musiałam jeść suchego chleba ani smutnego ryżu z warzywami z mrożonki, co zdarzało mi się na droższych grach. Natomiast muszę zwrócić uwagę, że ekipa Ubojni w trakcie gry dość nachalnie rozdawała ludziom prawdziwy, wysokoprocentowy alkohol, co w połączeniu ze słabo oświetlonym leśnym terenem było potencjalnie niebezpieczne. 

Jak to jest być grzybem?

Przed larpem organizatorzy udostępnili sporo materiałów, by grający mogli zapoznać się ze stworzonym przez nich światem. Bardzo pomocne okazały się tablice na Pintereście, ponieważ dawały jasny przekaz co do oczekiwanej estetyki. Gorzej było z dokumentami tekstowymi: zamiast jednego zbierającego wszystkie informacje, było ich kilkanaście. To, co również przeszkadzało mi na tym etapie, to fakt, że wszystkie postacie liderskie w liście wakatów miały męskie zaimki. Choć w teorii były uniseks, to część opisano jako męskie, a część jako żeńskie, więc według mnie zasugerowano domyślną płeć danej postaci. Za stracony potencjał uważam fakt, że Fungi miały różne gender, a nie były wszystkie z założenia niebinarne, co idealnie pasowałoby do settingu. 

To, co mi osobiście przeszkadzało, to fakt że sporo graczy przeniosło nasze XXI-wieczne ideały i schematy na świat stworzony przez twórców, więc Fungi masowo próbowały buntować się przeciwko podatkom i Monarchii (w której przecież żyją) lub opowiadały dowcipy o Papieżu Fungu. Myślę, że mogło to wynikać z tego, że trudno jest grać w autorskich settingach i naturalnie kopiowano bardziej naturalne dla nas, grających, zachowania. 

Karta postaci była prosta i bez szczególnie głębokich relacji, a raczej z informacjami o innych postaciach. Otrzymałam jednak wystarczająco danych, aby zrozumieć, kim gram i co jest moim celem. Co ciekawe i niecodzienne dla mnie, dostałam postać w pozycji władzy, która była… nieironicznie dobra! Czasami stanowiło to dla mnie wyzwanie, by nie zacząć grać kogoś, kto nie przejmuje się innymi, a konflikty rozwiązuje przemocą. Wcieliłam się w przywódczynię całej ekspedycji, więc moja rola polegała głównie na próbach zarządzania „grzybami”, które robiły różne głupie rzeczy. Bawiłam się świetnie, bo dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam, a jako graczka zawsze miałam coś do roboty. Organizatorzy przygotowali teren pełen różnorakich znajdziek. Rodziny posiadały swoje funkcje, a dodatkowo, były także frakcje takie jak Kościół, Gildia, Zakon czy Syndykat, które oferowały dodatkowy gameplay – na przykład dla mojej grupy zarezerwowano wprowadzanie nowych podatków i opiekę nad handlem. 

larp Fungi Imperfecti: Wyruszając w nieznane, fot. Konrad Krzysztof Ziarek, organizacja: Załoga Nautilusa

Co podobało mi się w tej grze?

Według mnie larp, zgodnie z obietnicami organizatorów, dawał osobom grającym możliwość wyboru co grać i jak spędzać swój czas. Każdy mógł czerpać z tej gry tyle, ile sam z siebie włożył. Przez to jednak doświadczenie osób, które nie są bardzo ekstrawertyczne albo nie mają łatwości samodzielnego inicjowania działania, mogło być znacząco gorsze. 

Doskonała decyzją designerską było to, że przydzielono mi NPCa, Mistrza Gry pierwszego kontaktu. Fabularny Herold mojej postaci nie dość, że pomagał mi w organizacyjnych kwestiach rządzenia grzybami (a zrobił to fenomenalnie grając tak, by podkreślić pozycję mojej postaci), to jeszcze mogłam na bieżąco pytać o fabułę czy elementy świata, których nie pamiętałam. Herold pilnował struktury gry i upewniał się, że wydarzenia zaplanowane przez organizatorów się odbędą. Dzięki temu mogłam skupić się na rozwiązywaniu kolejnych konfliktów czy próbach wytłumaczenia grzybom, że bieganie po skażonym terenie może nie być najmądrzejszym pomysłem. 

Co wymaga poprawy?

Na grze poza Fungami były postacie innych gatunków (Ćmy i Axolotly).  Nie do końca wiedziałam, jaką mają pełnić funkcję i jak powinniśmy z nimi, jako Fungi, interagować. Z rozmów z graczami dowiedziałam się też, że ich mechaniki opisano w sposób mało dla nich zrozumiały i że sporo informacji o terenie gry czy działaniu świata dotyczyła Grzybów, pomijając pozostałe gatunki. 
Kolejnym problemem, jaki zauważyłam to wzajemne wykluczanie się mechanik. Na grze była postać zdolna zabić trucizną na którą nie było antidotum, a jednocześnie tylko ja miałam móc zdecydować o śmierci postaci. Brakowało mi przemyślanych warsztatów relacyjnych albo czasu na rozmowy i budowanie więzi z innymi grającymi. W moim przypadku relacje między postaciami nie były aż tak istotne, ale wiem, że niektórzy narzekali na ich jakość. Myślę, że odpowiednie warsztaty mogłyby poprawić sytuację.  

Gra w ostatnich godzinach cierpiała też na dobrze mi znany syndrom “ty grasz, reszta patrzy”. Miało miejsce sporo scen, które angażowały pojedyncze postacie, ale odbywały w głównej przestrzeni, więc pozostali grający musieli czekać na ich zakończenie. Finałowy, zaplanowany przez organizatorów, event stracił na wydźwięku, bo po jego zakończeniu larp trwał jeszcze kilkanaście minut, kiedy to miałam poczucie, że większość graczy w zawieszeniu czekała na dźwięk rogu kończącego pierwszy odcinek tej historii. Szkoda, bo sam event był interesujący, dobrze zagrany, dramatyczny i idealnie stworzył w głowie mojej postaci i mojej własnej pytanie “I co dalej?”

larp Fungi Imperfecti: Wyruszając w nieznane, fot. Klaudia Toruń, organizacja: Załoga Nautilusa

Podsumowanie

Fungi Imperfecti było larpem, który wiedział, czym chce być, zakomunikował to i dowiózł. Dostaliśmy player-driven sandboxa z zagadkami, znajdźkami oraz historiami do współtworzenia. Może design i fabuła nie były niesamowicie innowacyjne, pełne dramatów czy wielostronicowych kart postaci, ale żadnej z tych rzeczy organizatorzy nie obiecali, a nawet wprost powiedzieli, że ich nie będzie. 

Czy fakt bycia grzybem miał znaczenie? Czy gdyby grać ludzkim królestwem z bardzo dziwną modą, to czy wiele by się zmieniło? Mam wrażenie, że niewiele z perspektywy gameplayu. Specjalnie zdolności mogłaby zastąpić dowolna magia, a  warstwa obyczajowa larpa była i tak “ludzka”. Grzybowość bardziej odczuwałam w opisie settingu niż na samej grze. Używaliśmy innego słownictwa, ale tak naprawdę gdyby zastąpić kapelusze głowami, a pleśń – plagą – to mam wrażenie, że doświadczenie z gry by się nie zmieniło. Czy mi to przeszkadzało? Trochę. Myślę, że chętnie pograłbym bardziej na tej inności i dziwności.

Jednym z najfajniejszych elementów tej gry były osoby uczestniczące w nim oraz poziom ich entuzjazmu, zaangażowania i współpracy. Dawno nie grałam dużej gry, która dała mi tyle czystej radości z larpowania i bycia częścią tej społeczności.

Czekam na kolejna odsłonę i serdecznie polecam wszystkim, bo fajnie było być grzybem. Pewnym ryzykiem jest to, że Fungi Imperfecti jest mało odporna na pogodę i deszcz, bo, o ile organizatorzy zapewnili namioty czy możliwość schronienia przed deszczem, o tyle nasze grzybowe kapelusze, często zrobione z kartonu, zniszczyłyby się pewnie bardzo szybko. Dlatego trzymajcie kciuki za słońce i do zobaczenia w strzępku!

Ida Pawłowicz

larp Fungi Imperfecti: Wyruszając w nieznane, fot. Klaudia Toruń, organizacja: Załoga Nautilusa